poniedziałek, 3 lutego 2014

Pozbieraj swoje łzy, zatrzymaj je w kieszeni, zachowaj je na czas, kiedy naprawdę będziesz ich potrzebować.

- Jesteś gotowa? - zapytał Piotr, razem ze mną klęcząc przed szafą, w której zamknięte były wspomnienia o Adamie. W odpowiedzi tylko skinęłam głową, przymykając powieki, pod którymi zebrały się łzy.
Przez rok wzbraniałam się przed rozdrapywaniem ran. Bałam się otworzyć drzwiczki mebla, w którym schowane były wszystkie rzeczy męża. Ubrania, rozmaite koszule, koszulki, krawaty. Trzymałam tam nawet jego ulubione książki, okulary przeciwsłoneczne, bez których nigdzie się nie ruszał, telefon, jeden z dwóch kompasów; ulubiony schowałam mu do trumny.
Po kilku sekundach milczenia, Piotrek chwycił delikatnie za gałkę i otworzył szafę. A ja znów poczułam zapach Adama. Wstałam z klęczków, zahipnotyzowana wonią perfum, które zawsze używał mój mąż i podeszłam kilka kroków bliżej.
- W tej koszulce odbył swoją pierwszą wyprawę do Egiptu. - Uśmiechnęłam się pod nosem. - Mimo, że była już na niego za mała, kazał ją tu trzymać.
Przejechałam palcem po materiale i pociągnęłam nosem: Pamiętam ten dzień, gdy wyjeżdżał. Dopiero co go poznałam, a zakochałam się bez pamięci. Jego postawa do ludzi, natury, jego skromność, ambicja, a zarazem ten błysk w oku i młodzieńcza werwa. Nie sposób było nie lubić takiego człowieka. Człowieka, który życie kochał i brał z niego garściami.
- A to jego kurtka, w której był we Władysławowie. Opowiadał mi, że było tam przeraźliwie zimno, ale popijał z Markiem, co go rozgrzewało. - Ściągnęłam ubranie z wieszaka i przybliżyłam do nosa, zatracając się w jego zapachu. Wciąż nim pachnie.
Dopiero po kilku sekundach ubrałam kurtkę na ramiona i poczułam dziwne ciepło ogarniające moje ciało.
- A to? - usłyszałam Piotra, ale nie od razu zareagowałam. Zatracałam się w zapachu oraz miękkim dotykiem kurtki. - Madziu, słyszysz mnie?
- Tak, odparłam i spojrzałam na mężczyznę; w dłoni trzymał kopertę.
Przez dłuższy czas wpatrywałam się w świstek papieru, zaczynając drżeć. - Jest zaadresowany do ciebie.
Podał mi kopertę, a po charakterze pisma, wiedziałam kto napisał ten list. Najpiękniejszy charakter pisma, jaki widziałam, charakterystyczne Dla Madzi - tak zawsze adresował do mnie listy...
Z wrażenia usiadłam na panelach obok Piotra, obracając list w dłoniach.
- Od Adama - wychrypiałam ledwo, wyciągając papier z koperty.
Z drżeniem rąk, ale także z kołataniem serca, przejechałam oczami pierwszy akapit listu, a łzy same wydostawały się z moich oczu, by swobodnie spływać po policzkach.

Droga Madziu.
Pamiętasz ten dzień, kiedy z samego rana przygotowywałaś nam śniadanie? Przyłapałem Cię wtedy na płaczu, ale nie miałem na tyle odwagi, by zapytać Cię o co chodzi. A odpowiedź chyba byłaby oczywista. Doskonale wiem, że jest źle.
Pewnie, gdy to czytasz, odszedłem już na zawsze. Pisząc do Ciebie tę parę słów, przed oczami staje mi obrazek naszego ślubu. Skromny kościółek, zaproszona najbliższa rodzina i przyjaciele - tak jak chciałaś. Wtedy wszystko wydawało się być prostsze, byliśmy młodzi z wielkimi marzeniami i perspektywami na przyszłość. Teraz, dziesięć lat później nie jest już tak kolorowo. Jestem chory. To poważna choroba, nie zwykłe przeziębienie, czy angina - jest to białaczka. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy, prawda? Jesteś dla mnie taka dobra. Ale czyż nie powinno być odwrotnie? To nie ja powinienem się Tobą opiekować, dawać Ci poczucie bezpieczeństwa? 
Życie nie zawsze jest sprawiedliwe, zabierając nam osoby, na których najbardziej nam zależy. Wegetacja w tym szpitalu, a także długie godziny wpatrywania się w sufit i wsłuchiwaniu się w ciszę, uświadomiły mi jak bardzo Cię kocham. Jak Ty kochasz mnie. Wiedziałem to od początku, kiedy twoje oczy patrzyły na mnie z taką radością, a jednocześnie z ciekawością. Mimo upływu lat i tego, co się ze mną stało, kochasz mnie tak samo mocno. 
Obiecaj mi kilka rzeczy, dobrze? 
Nie płacz. Łatwo mi mówić, prawda? Dopiero co straciłaś męża, stałaś się wdową i najprawdopodobniej Twój cały świat się zawalił. Musisz wiedzieć, że nie chcę, żebyś cierpiała. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i nawet teraz, gdy wyobrażam sobie Ciebie, w czarnej sukience, wiem, że dasz sobie radę. Jesteś silną kobietą.
Drugą sprawą jest to, że pragnę z całego serca, żebyś była szczęśliwa, byś żyła pełnią życia. A masz dla kogo - są Twoi rodzice, moi, jest Toffik... I mam nadzieję, że znajdzie się jeszcze ktoś, kogo obdarzysz miłością równie mocną, jak ta, jaką darzyłaś mnie. 
Ah tak. Jest jeszcze jedna sprawa...
Jeśli możesz, to wyrzuć tę starą koszulkę z Egiptu... Na pewno zagraca ci miejsce w szafie.
A tak całkiem poważnie, Madziu, to życie toczy się dalej, nie zatrzymał się. Musisz być silna. Nie możesz żyć wspomnieniami, przeszłością. To teraźniejszość jest tu najważniejsza. I nie muszę pytać, czy dasz radę, bo w stu procentach jestem pewien, że dasz. 
Pozdrów ode mnie Toffika. Tęsknię za nim, za jego porannymi pobudkami, oraz całogodzinnymi spacerami.
Tak trudno jest mi się z Tobą żegnać. Ale życie składa się z przywitań i pożegnań. Nam przyszło jednak dotrwać do tej przykrej części. Nikt jej nie lubi, ale w pewnym sensie jest ona nieodłączną częścią życia. 
Pozostaje mi tylko powiedzieć żegnaj. Wiem, że za kilkadziesiąt lat się spotkamy, ale już nie tutaj... 
Twój na zawsze, Adam.

Odłożyłam na bok list, po czym zakryłam twarz w dłoniach i wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem. Po chwili poczułam jak czyjeś ciepłe ramiona mnie obejmują, i jak w nich tonę. Przez dłuższą chwilę razem z Piotrem trwaliśmy w uścisku, aż do momentu, gdy podbiegł do nas Toffik. Wesoło zamerdał ogonkiem, łasząc się przy tym. Uśmiechnęłam się, ocierając mokre policzki od łez i wzięłam psa na ręce. 
Ostatnią wolą Adama było, bym żyła dalej. Bez względu na jego śmierć.
Najważniejsze jest jednak to, że nigdy nie zapomnę jaką wspaniałą osobą był Adam. Dzięki niemu poczułam jak to jest być dla kogoś najważniejszym. Tak jak napisał, życie składa się z przywitań i pożegnań. Najgorsze są jednak pożegnania, które mogą być ostatnimi.

Five hundred twenty-five thousand six hundred minutes.
Five hundred twenty-five thousand journeys to plan.
Five hundred twenty-five thousand six hundred minutes.
How do you measure the life of a woman or a man?

* * *
Nie tylko policzki Magdy są mokre. Moje również. 
Dla mnie to nie była tylko zwyczajna historia. Poświęciłam jej nie tylko jeden wieczór, ale także wiele łez i emocji, które po prostu musiałam wydać w postaci opowiadania. Może nie powinnam tego robić, bo to głupie, beznadziejne i dziecinne, ale musiałam. Słowa, które idealnie opisywały mnie sprzed półtora roku w końcu spisałam w notatkach. Rozdziały tylko czekały na publikację.
Stworzyłam ideał. Nie, wróć. Bo osoba, która kryje się za postacią Adama była ideałem. Nie opisywałam dokładnie przyczyny śmierci, zmieniłam ją, bo uważam, że tak jest lepiej. 
Wróciłam do sierpnia 2012 r. Wtedy, gdy moje życie na chwilę się załamało. Straciłam osobę, która była dla mnie bardzo ważna, a toważyszyła mi od urodzenia. Wiem - taka jest kolej rzeczy - Rodzimy się, by żyć, żyjemy, by umierać. - ale śmierć niespodziewana jest najgorsza. Jednego dnia spędzam z Nim dzień, a drugiego karetka odwozi Go do szpitala. Pamiętam jak wcześniej oglądaliśmy razem Igrzyska, a ósmego sierpnia mieliśmy razem obejrzeć mecz naszych siatkarzy z Rosjanami. Zamiast tego wieczór spędziłam na różańcu, cała we łzach.
To On zaszczepił we mnie miłość do sportu; siatkówki, piłki ręcznej, skoków, to On nauczył mnie czytać, jeździć na rowerze, pomagał w lekcjach, opowiadał mi bajki. Po prostu zawsze przy mnie był i wiedziałam, ze zawsze mogę na niego liczyć.
Ale taka jest kolej rzeczy.

Więc... czy mogę zadedykować mu to opowiadanie? Tak... Bardzo chcę to zrobić. 
Ale dedykacje będą dwie.
Dla mojego najukochańszego i niezastąpionego dziadka.
I dla Maćka.
I choć Oni nigdy nie zobaczą tej dedykacji, a ja nie zobaczę Ich kochanych twarzy, to wiem, że spotkam się z nimi po drugiej stronie.
A wtedy dziadzio poczęstuje mnie swoimi miętowymi cukierkami, które zawsze miał w kieszeni, a Maciuś opowie jakiś dobry żart.
Tak bardzo mi Was brakuje...


.

10 komentarzy:

  1. Najpierw miałam świeczki w oczach i dzielnie starałam się nie wybuchnąć. Ale gdy Madzia znalazła ten list i zaczęła go czytać, a ja czytałam go razem z nią... To chyba było za wiele.
    Potem napisałaś to posłowie i właśnie siedzę, ryczę i próbuję sklecić tu jakiś komentarz. I co mam napisać? Że współczuje straty bliskich? Przecież ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Nidy nie straciłam nikogo bliskiego. Nigdy czegoś takiego nie czułam, więc napisanie głupiego "współczuje" wydaje się idiotyczne.
    Dwa razy byłam na pogrzebie - raz sąsiadki, raz ojca przyjaciółki. Nidy nie wylałam takiego morza łez i nawet nie potrafię sobie wyobrazić co czuja osoba która była blisko związana z kimś, kogo już nie ma. Tym bardziej, że płakałam, chociaż nie byłam zbyt blisko z tymi osobami. Chyba się powtarzam, ale nie umiem sobie wyobrazić co czuję osoba która kogoś straciła.
    I napiszę to głupie, nic niedające "współczuje". Przykro mi, że Madzia straciła męża. A jeszcze bardziej mi przykro, że Ty straciłaś dziadka i Maćka.

    Kocham Cię i dziękuje za cudnego bloga ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nigdy nie poczułaś straty najbliższej osoby. Jesteś szczęściarą. Mam nadzieję, że taz zostanie, choć to niemożliwe.
      Półtora roku temu jateż nie wiedziałam co to znaczy śmierć, a 'współczuję' było głupim słowem, nic nieznaczącym. Ale teraz, bo stracie pięciu osób wiem, że to słowo nie jest do końca takie puste, jak się wydaje.

      Nie, to ja dziękuję za obecność, bo bez Was nie byłoby tego opowiadania.
      <3

      Usuń
  2. Boże... nawet nie wiem od czego zacząć... jeju jest to takie piękne, że gdy zaczęłam czytać list do Magdy, po prostu ryczę, ryczę... i nie mogę przestać.... boże jakie to było piękne... widać, że przeżywałaś to... widać w tym takie piękne uczucia.... widać twój wkład... twoje serce włożone w to opowiadanie (mogę to tak nazwać?).... zauważyłam w tym cały sens, nie tylko życia... wiem jak trudno pogodzić się z utrata ważnej osoby... ciężko jest się z tym pogodzić.... łzy nie pomagają, one nie przywracają ukochanej osoby do twojego życia... trudno jest się z tym pogodzić... Ale cóż taka jest kolej rzeczy, jedni się rodzą, drudzy umierają... trudno pogodzić się z tym faktem... jest ciężko... zostaje ta głupia nadzieja... mówi się, że nadzieja umiera ostatnia... to prawda.... współczuje tym wszystkim osobom, które tracą kogo ważnego, jest to trudny okres w życiu, przecież pożegnania, są takie okropne, nikt ich nie chce, ale one są, a my jesteśmy słabi, przez co ciężko jest się nam z tym pogodzić.... Nigdy nie jest dobry czas na pożegnania....
    Ryczę, tylko to mi zostało..... wspomnienia, ciągle wracają, nikt ich po prostu nie wymazane z życia, one są i ciągle powracają...
    Dobra, może ja już skończę swoje smutki, wyżalenia i takie tam przejdę do tekstu....
    okropnie mi się podobał, a utwór " Seasons of love" idealnie tu pasuje... dziękuje ci, za to, że dzięki Tobie, on znów utkwił w mojej pamięci, jest cudowny, taki prawdziwy...
    Ciężę się, że Magda znalazła sobie kogoś, kogo pokochała, kto jej pomógł wyjść z tego całego dołka... za to, że zaakceptował, to kim ona jest i jak bardzo przeżywa stratę swojego męża....
    Na koniec dodam, to co tak często ci tak powtarzam: "jesteś genialna!"
    Dziękuję, że podjęłaś się za napisanie, o czymś takim, mało kto jest wstanie o tym rozmawiać....
    Dziękuje za Twojego Bloga, był wspaniały, choć tak szybko się skończył.... <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, dziękuję. Ale to już wiesz...
      Tak, w to opowiadanie włożyłam cale swoje serce, ale takze i emocje, łzy, smutek...
      'Łzy nie przywracają ukochanej osoby do życia' - szkoda, że uświadomilam to sobie po dwóch miesiacach, dokładnie po pogrzebie kuzyna...

      Dziękuję Karolcia. Że byłaś i że zgodziłaś się skomentować.

      <3

      Usuń
  3. Boże, rozpłakałam się jak małe dziecko.
    Nawet nie wiedziałam, że mogłabym tutaj wylać tyle łez.
    Ten list... rozłożył mnie na łopatki. Po prostu cudo...
    Gdyby nie Piotrek, Magda zapewne nie przeczytałaby tej wiadomości i żyłaby przeszłością.
    Wiem, że sierpień jest pechowym miesiącem. Już kilka miesięcy temu, kiedy mi o tym opowiadałaś, odbierałam tą historię jako coś okropnego do przeżycia. Teraz czuję to jeszcze bardziej.
    Ale uśmiechnij się! Twój dziadek jest na pewno z ciebie dumny! Jestem tego pewna, że spogląda na ciebie stamtąd, z góry i uśmiecha się widząc jak sobie radzisz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wielką nadzieję, że mój Dziadek jest ze mnie dumny. Że patrzy na mnie z góry, czuwa nade mną, pilnuje. Czasem nawet czuję Jego obecność.

      Dziękuję Misu, na prawdę <3

      Usuń
  4. Czemu to już koniec?
    Czemu nie przeczytam już nigdy więcej, jak bardzo Magda jest w końcu szczęśliwa?
    Czemu nie dowiem się, czy pozbierała się po stracie ukochanego Adasia?
    Czemu najpiękniejsze historie tak szybko się kończą?
    Chociaż...czy mogę tą historię nazwać piękną? Jest okrutna, od początku, lecz na szczęście nie do końca.
    W końcu mogę napisać komentarz, który nie będzie na siłę przeciągany i po prostu głupi. Bedzie szczery i całkiem poważny.
    "[...] życie składa się z przywitań i pożegnań. Najgorsze są jednak pożegnania, które mogą być ostatnimi." - piękne zdania. Zawsze będę cytowała w komentarzach jakieś cytaty z Twoich rozdziałów, bo czasem potrafią rozłożyć mnie na łopatki, naprawdę. Kocham je.
    Wbrew pozorom, mimo tego cudownego listu, mimo tych wspomnień, które ma Magda, nie uroniłam łzy na rozdziale, co bardzo mnie zaskoczyło. Zauważyłam na początku, jak silna więź łączyła tych dwoje. Przeżyli razem i również osobno tyle wspaniałych chwil i Magda je wszystkie zapamiętała, posegregowała te rzeczy, przypisując im odrębną historię z życia Adama. To takie piękne, jak bardzo angażujemy się w czyjeś życie, w czyjeś szczęście.
    Rozpłakałam się dopiero na Twojej "dopisce". Poczułam pierwszy raz, że naprawdę coś mnie wzruszyło, a tak mi tego brakowało. Wiem, to może się wydawać sadystyczne, ale to wszystko jest w dobrym sensie. Może Ci jeszcze tego nie mówiłam, ale wiesz, jak bardzo współczuję Ci straty dziadka. Sama przeszłam przez to samo, ale byłam młodsza i nie zdążyłam się Nim nacieszyć. Dziadek nie był nawet na mojej I Komunii Świętej. Oglądam zdjęcia siostry z jej komunii i tam jeszcze Go widzę, a gdy wracam do swoich, Jego nie ma. Miejsce obok babci, jego żony zajmuje druga babcia. Miałaś wspaniałego dziadka, widzę to. Dał Ci tak wiele, mój niestety nie zdołał. Czasami pamiętam go jak przez mgłę. Nie zdążył niczym mnie zarazić, nie zdążył pokazać swojego świata. Tak się cieszę, że możesz w swoim sercu przechowywać tyle wspomnień ze swoim dziadkiem. I troszkę chyba Ci zazdroszczę, muszę to napisać. Jest mi źle, kiedy uświadamiam sobie, że coraz mniej myślę o moim dziadku. Dopiero teraz widzę, jak bardzo chciałabym, by był przy mnie, by widział, jak dorastam i jakie sukcesy odnoszę. By mógł mnie pochwalić za wygrane konkursy, by mógł usłyszeć jak śpiewam, by mógł pochwalić się koledze przy piwie, że mam taką dobrą średnią.
    Ale dość o mnie. Nie tym chciałam się z Tobą podzielić.
    Dziękuję za ten piękny epilog i przede wszystkim za te słowa na końcu. To właśnie dzięki Tobie zrozumiałam wszystko to, co napisałam wyżej. Dobrze, że zdecydowałaś się coś takiego napisać. Być może trochę Ci ulżyło, ale na pewno wymagało to od Ciebie dużej odwagi. Jesteś wspaniała.
    A teraz chyba już pójdę i rozstanę się z tym blogiem. Niestety na zawsze.
    Idę i obiecuję sobie, że nie będę już więcej płakała tak, jak teraz.

    Kocham Cię, naprawdę.
    Jakkolwiek prostacko to brzmi.
    Twoja na zawsze caro, tak jak Adam to napisał.

    P.S. Seasons of love to idealna piosenka na idealnym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że zabrzmi to... Nawet nie umiem dobrać właściwego słowa... ale do rzeczy... Tak, mój Dziadek był wspaniały. Odszedł, to był dla mnie cios, ale mam wspomnienia z Nim związane, zdjęcia, mam nawet nagranie na którym słychać Jego głos. Dał mi dużo. I jestem Mu za to wdzięczna.

    A Magda... Madzia jest szczęśliwa. Ma przy sobie Piotra, nie wspomina już tak Adama, bo wie, że jej zmarły mąż chce dla niej jak najlepiej. Ale masz rację. Nie przeczytasz już o tym. Musisz wierzyć mi jednak na słowo. :)
    A piosenka. Tak. Od początku wiedziałam, że musi znaleźć się w opowiadaniu, bo jest piękna. Przypomina mi nie tylko o Cory'm, ale moim kochanym Dziadku, Maćku i jego narzeczonej - Kasi, mojej cioci, o moim wujku. O Adamie - mimo, że to postać fikcyjna,
    I dziękuję za obecność. Historia nie byłaby taka piękna, gdybym nie miała dla kogo pisać.

    OdpowiedzUsuń
  6. dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania, od samego początku po sam koniec, policzki mam całe mokre od łez. Ta historia tak mocno mnie poruszyła, że zapamietam ją na długo i pewnie wróce tu jeszcze kiedyś ;) wiem co to ta ogromna tęsknota...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) To miłe, że moje opowiadanie wzbudziło u kogoś łzy.

      Usuń